Wizyta u lekarza w krzywym zwierciadle - pół żartem pół serio o polskich przychodniach
Standardowa wizyta u lekarza w krzywym zwierciadle…
Zaczyna się jak zwykle. Na początku masz nadzieje, że „przejdzie samo”. Mija tydzień nadzieja się kurczy do zera i już wiesz, że jesteś zmuszony iść do lekarza. Na samą myśl, choroba się pogłębia i jesteś już prawie umierający. Na krawędzie grobu dzwonisz do Ośrodka Zdrowia. Dzwonisz jeszcze 10 razy i w końcu ktoś odbiera słuchawkę. Na wstępie słyszysz:-Już od rana kur*a dzwonią! SŁUCHAM!
-Eee, dzień dobry. Chciałabym się umówić do Pana doktora
Zdrówko ( ot to takie fikuśne nazwisko!). Bardzo źle się czuje, ledwo stoję na
nogach i zależało by mi na szybkim terminie.
– dukam z wymuszoną uprzejmością
mając nadzieję, że w recepcjonistce obudzą się jakieś ludzkie uczucia słysząc
mój milusi głos przepełniony bólem i cierpieniem.
-Ależ oczywiście- słyszę odpowiedź pełną zgryźliwości-
przyszły poniedziałek może być?
- Proszę Pani przecież to za tydzień! Ja naprawdę okropnie
się czuje i mogę nie dożyć tego poniedziałku!
- Dobrze, niech Pani przyjdzie jutro rano ale sam się Pani spyta lekarza czy Panią przyjmie bo ja już nie mam na to siły! Wszyscy by
chcieli tak od razu! Co Wy sobie wszyscy myślicie.
Trzask słuchawką.
Po tej uprzejmej wymianie zdań gorączka zwiększa się o dwa
stopnie oraz pojawiają się nerwobóle w klatce piersiowej.
Nastaje dzień jutrzejszy. Jem śniadanie, ubieram się,
wychodzę z domu. Docieram na miejsce i zaciskając pięści wchodzę do naszego
„pięknego” przedwojennego Ośrodka Zdrowia.
Już wiem dlaczego nie mogłam się wczoraj dodzwonić. Panie
recepcjonistki odłożyły słuchawkę bo przecież muszą wymienić się wrażeniami z
gotowania wczorajszego obiadku. Między sobą rzecz jasna- do pacjentów zwracają
się tylko warknięciami.
W pierwszej kolejności idę do lekarza spytać się czy w ogóle
mnie przyjmie bo tak mi kazano. Widzę kolejkę 20 osób, w większości dziadków i
już widzę jaka będzie wojna jak wejdę do gabinetu bez kolejki zapytać się tylko
o jedną rzecz.
Szanowny Pan doktor zjawia się z 20 minutowym opóźnieniem,
zamyka kopniakiem drzwi obrzucając wcześniej pacjentów wściekłym spojrzeniem mówiącym:
moglibyście już wybrać się na tamten świat. Po tak efektownym przybyciu doktora
cała się trzęsę ze strachu pukając drzwi. Doktorek zgadza się mnie przyjąć więc
wracam do rejestracji bo przecież trzeba jeszcze dopełnić formalności. Panie
widząc mnie; cieszą się tak jakby właśnie urodziły swoje pierworodne
dziecko i z miłością oddają mi moją kartotekę.
Ja jak na skrzydłach popierdzielam w stronę gabinetu, pod
który przybyło podczas mojej 5 minutowej obecności jeszcze 10 staruszków. Instynktownie
odsuwam się od dziadka, który pluję czymś dziwnym na prawo i lewo oraz tym
samym niebezpiecznie zbliżając się do Kwaśniakowej z warzywniaka opowiadającej
o swoich hemoroidach. Modlę się żeby ta poczekalnia mordęgi wreszcie się
skończyła.
Jest!
Udało się!
Przyszła kolej na mnie!
Oto jak przebiegła rozmowa:
-Panie doktorze umieram. Gardło boli mnie jakby ktoś kroił
je żyletkami. Nic nie mogę jeść ani pić. Boli mnie głowa, bolą mnie kości, leci
mi woda z nosa i mam 39 stopni gorączki.- mówię przejęta i przerażona co za
chwilę usłyszę
-Jest Pani uczulona na jakieś leki?- Pyta doktor Zdrówko
-Nie, nie jestem uczulona na żadne lekarstwa- odpowiadam pełna nadziei, że zaraz dostanę
lekarstwa, które mi pomogą
-A więc niech Pani sobie kupi Apap oraz Rutinoscorbin. Jedna
tabletka co osiem godzin.
To żart, to musi być żart. Siedzę tu od 2 godzin, denerwuję się, znoszę fochy recepcjonistek, słucham opowieści dziadków o prostacie, czuje jak pół dupy zza krzaka a ON MI PRZEPISUJĘ RUTINOSCORBIN?!
Autorzy: Antykwariat Marzeń
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz