Nauki przedślubne - czyli jak pozbyć się stówki w 2 minuty

Zazwyczaj nie lubimy roztrwaniać pieniędzy na głupoty. Preferujemy rozważne zakupy i pełne żołądki - to nasze priorytety. Jakiż był więc nasz sprzeciw, gdy usłyszałyśmy, że przygotowania do ślubu to kolejna stówka w plecy! Na co? Na jakże bezsensowne nauki prześlubne

Dwa tygodnie temu wraz z naszymi narzeczonymi, przygotowywaliśmy się do małżeństwa uczestniczą w naukach przedślubnych. Jak myślicie, udało nam się do tego przygotować? Dowiedzieliśmy się czegoś odkrywczego?

Nie


1. Kwestie organizacyjneNa wstępie powiem wam, jak w ogóle wygląda organizacja takich nauk. Możecie w nich uczestniczyć nawet 1.5 roku przed ślubem.
- aby zapisać się na kursy, należy wejść na stronę parafii/diecezji i znaleźć dogodny dla nas termin i lokalizację oraz skontaktować się z organizatorami
- koszt. Tako moi drodzy nauki przedślubne są płatne. My płaciliśmy 100 zł za parę
- czas - zależy od parafii. My znaleźliśmy najkrótsze, które trwały łącznie 10 h (5 h w sobotę i 5 h w niedzielę). Były oczywiście też kursy po 20 h, ale nie róbcie sobie tej krzywdy.
- ilość osób - na naukach, w których uczestniczyliśmy, brało udział az 28 par! Teraz sobie policzcie: 28 x 100 zł...
- poczęstunek - za te 2800 zafundowali nam pp drożdżówce na głowę i kawę. Zawsze coś ale trochę lipa.


2. Przebieg nauk.
Przyjechaliśmy na godzinę 9.30. Powoli zaczęły zjeżdżać się też inne pary. Jednizapytali, czy to tu odbywa się spotkanie anonimowych alkoholików. Przez grzeczność nie zaprzeczyliśmy. Kurs odbywał się w czytelni katolickiej na tyłach kościoła. Zajęliśmy miejsca przy stolikach i przyszedł ksiądz - organizator całego zamieszania. Przywitał się z każdym po kolei (co w zasadzie było bardzo kulturalne i uprzejme) ale za chwilę pozbierał od każdego kasę i wyszedł nucąc pod nosem wesołą melodię. Nie dziwię mu się - też bym była cała w skowronkach, gdybym w 2 minuty zarobiła 2800 zł.

Po chwili konsternacji, w drzwiach ukazał się kolejny duchowny, który miał poprowadzić pierwszy wykład. Pierwsza moja refleksja: Co ksiądz może wiedzieć życiu w małżeństwie? Tak jak myślałam:

Nic


Przez 2 h opowiadał nam o obrazie, który wisiał na ścianie. Wyglądało to mniej więcej tak:
-Widzicie tą Panią, która stoi w kącie obrazu? Jak myślicie, czemu jest smutna?
-Bo może jest głodna - pomyślałam z przekąsem.
Po chwili pada kolejne pytanie:
-A ta grupka tańczących ludzi w kółeczku? Dlaczego się śmieją?
-Bo pewnie coś brali! - Mam ochotę wykrzyczeć to zdanie, ale gryzę się w jezyk.
Konkluzja odnośnie tego malowidła była taka, że podstawą każdej relacji jest rozmowa. Strasznie nie lubię takiego lania wody, owijania w bawełnę, gadania o dupie Marynie i pieprzenia o byle czym. Byleby tylko wypełnić czymś ciszę. Myślę, że ludzie tak robią, gdy zwyczajnie nie wiedzą co powiedzieć. To co nam przekazał ten ksiądz, można było zamknąć w dwóch, trzech zdaniach. Jemu to zajęło 2.5 h. Czysta strata czasu.
Lekcja języka polskiego się skończyła i przybył kolejny prelegent, tym razem cywil ale bez obrączki. Pewnie stary kawaler, sądząc po tym, że idealna kobieta dla niego powinna mieć takie atrybuty jak: mop, garym pieluchy i zero życia. Przytoczył nam również opowieść o pewnym małżeństwie, które rozpadło się, ponieważ przez tydzień żona serwowała mężowi warzywa na patelni. Jej ukochany postanowił ją zdradzić, bo prawdziwy chłop to musi codziennie mieć 5 rodzajów mięsa na talerzu i podstawione to pod nos. Według pana prowadzącego, powód rozwodu był jak najbardziej poważny.




Później rozwiazywaliśmy testy osobowościowe. Cała idea nie byłaby wcale taka głupia, gdybyśmy zaznaczali cechy naszych partnerów, a nie swoje i potem konfrontowalibyśmy odpowiedzi. Ale mniejsza z tym, chyba za dużo wymagam.

Jeżeli chodzi o poczestunek, to dostaliśmy kawę i drożdżówkę. Sami sobie dopowiedzcie, czy to dużo za 100 zł...

Pierwszy dzień upłynął w miarę spokojnie.
Nazajutrz miało być gorzej...

Pierwszy wykład miał być na temat przygotowania się do rodzicielstwa. Przyszła babka, lat 150, dysk twardy, przeciążony i wymagający konkretnego formatu. Po 2 godzinach, przy pomocy jednego z uczestników udało się jej włączyć prezentację na laptopie, którą jak się dowiedzieliśmy przygotował jej mąż. Pełna profeska - mąż to na bank informatyk! Babcia Frania wyświetliła na ekranie hymn o miłości św. Pawła i kazała każdemu czytać po jednym wersie, zamieniając słowo miłość na swoje imię. Na początku szło to sprawnie, ale potem wszyscy mieli to w dupie i zrobił się jeden wielki rozgardiasz. Następnym naszym zadaniem było przyklejenie puzzli do kartek A4. Nikt nie wiedział o co kaman, co ma przedstawiać rysunek i jaki jest tego cel. My chyba nie za bardzo wczuliśmy się w rolę, bo zamiast ułożyć DOM to wyszło nam coś na kształt koślawej Wieży Eiffla.
Pani Frania była zachwycona swoim wystąpieniem, my trochę mniej. Apogeum wkurwienia pojawiło się, gdy usłyszałam frazę: "Drogie Panie! Antykoncepcja to zło! Ja jestem położną i widziałam wiele przypadków kobiet, które przyjeżdżały do szpitala i przestawały chodzić, po stosowaniu zabezpieczenia."

KURWA SERIO?!


Nareszcie skończyła swoje wywody (po pokazaniu zdjęć kobiecego śluzu i macicy)  i mogliśmy wyjść na zewnątrz. Postanowiliśmy nabrać wiecej drożdżówek i po 2 kawy.
Po zjedzeniu nadszedł czas na ostatni wykład. Kończyliśmy przygodę z naukami prelekcją księdza, który wczoraj napchał portfel dość pokaźną sumką. Szczerze mówiąc nie za bardzo wiem o czym mówił. Chyba gadał 3 po 3 żeby czas minął. Po skończeniu small talku udaliśmy się na mszę świętą. Kościół bardzo ładny, czysty i nowoczesny. Msza również minęła szybko i przyjemnie, a po niej ksiądz rozdał nam certufikaty, potwierdzające uczestnictwo w kursie (czytaj: kartkę A4 zgiętą na pół z pieczątką).

Parę refleksji:
1. Nauki nie dały nam nic, a nawet wzięły - 200 zł nie nasze.
2. Czemu do głów wkładają średniowieczne nauki to ja nie wiem. Może zamieszkajmy w lepiankach i jedzmy szczaw?
3. Kogo w Polsce stać, by rodzić co roku dziecko?
4. Dlaczego tylko 1 drożdżówka na osobę?!
5. Ksiądz nic nie wie o małżeństwie - potwierdzone info.
6. Na nauki zapraszają gburów i kury domowe, by promować styl życia chodzącego inkubatora.

-Antykwariat Marzeń




47 komentarzy:

  1. Współczuję wam. Ja zawsze wychodziłam z założenia ze jak ksiądz chce cos mowic na temat malzenstwa i rodziny to niech sam na początku zostanie mężem, ojcem. A potem niech mi mówi ze rodzicielstwo jest łatwe, przyjemne i bezproblemowe. Pozdrawiam i trzymam kciuki☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha właśnie. Prawią kazania na tematy które nigdy w życiu ich nie dotkną (a przynajmniej nie powinny). Dzięki za konstruktywny komentarz - pozdrawiamy! :)

      Usuń
    2. Szkoda,że tak trafiliście. Znam też parafię i księży którzy razem z małżeństwa prowadzą takie nauki i narzeczeni wychodzą bardzo zadowoleni. ☺

      Usuń
    3. Niestety my nie mieliśmy tego szczęścia :(

      Usuń
  2. Cześć dziewczyny Witam was bardzo serdecznie trafiłam do was przez swojego bloga co ja to gadam przez Instagrama hahaha To też Postanowiłam zostawić ślad po sobie na waszym blogu jeśli chodzi o nauki przedmałżeńskie to ja takie miałam prawie 12 lat temu nic za nie nie płaciłam nic też sensownego nie wyniosłam z tych nauk także uważam to za czas stracony mam nadzieję że wasze przygotowania do wesela będą o wiele ciekawsze niż to co przeżyłeś cię na naukach co ja gadam oczywiście że to będzie wielkie wow dla was z pewnością będziecie tutaj umieszczamy zapisy z waszych przygotowań i pewnie jeszcze nie raz tutaj was odwiedzę także co Trzymam za was kciuki i życzę wam miłej majówki Pozdrawiam was bardzo serdecznie


    💁 odnowionaja.blogspot.com

    Zapraszam Cię serdecznie na bloga swej Przyjaciółki Agnieszki , która chwyta piękne chwile w swój obiektyw , ale również pisze życiowe przesłania z serca dla drugiego człowieka .

    Pozdrawiam serdecznie Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne fotki. Moimi zdaniem ksiądz nie powinien wypowiadać się na temat małżeństwa, ponieważ to wszystko wychodzi w trakcie. Obserwuję i liczę na rewanż. Pozdrawiam jusinx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękujemy - już zaobserwowane :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale się ubawiłam... Dodaję was do obserwowanych :-) Pytanie: pokazano tylko zdjęcia kobiecego śluzu i macicy? Spermy nie było???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spermy nie było, widocznie ta Pani nie wiedziała co to jest :P

      Usuń
  6. Mnie to również czeka ale dopiero w przyszłym roku :)

    Buziaki:*
    Zapraszam na nowy post tym razem w sportowym stylu :)
    WWW.KARYN.PL

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie miałam jeszcze okazji być na naukach przedmałżeńskich, ale nie jesteście jedynymi, które nic nie wyniosły. Każdy kto to odbębniał (bo tylko tak to można nazwać) nie zdobył nawet garstki wiedzy. Wiadomo nie możemy wszystkich wrzucać do jednego worka - trafiają się wyjątki, ale ja o nich jeszcze nie słyszałam. Może ktoś kiedyś takich nauk doświadczy, że będzie w stanie podzielić się konkretną wiedzą i zastosować ją w życiu małżeńskim :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę każdemu, żeby coś kiedyś wyniósł z tych nauk :)

      Usuń
  8. Zawsze mnie to wkurzało-jak może o małżeństwie uczyć ktoś, kto nie ma o tym zielonego pojęcia.
    Super tekst! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie ale powiem szczerze, że akurat księża nie wkurzyli nas najbardziej. Tylko ci pseudo znawcy życia, czyli gość nie mający żony i zeschizowana stara wariatka :)

      Usuń
  9. od kogo nie słyszę to nie chwali sobie tych nauk ..;/ dla mnie też to trochę bez sensu i marnowanie pieniędzy. .

    OdpowiedzUsuń
  10. Osobiście "przepracowałem" nauki przedmałżeńskie jakieś 15 lat temu i... nic się nie zmieniło. Dla mnie strata czasu - niewiele pamiętam o czym tam mówili. Jedynie co mi utrwaliło się w pamięci z tych nauk to stwierdzenie, iż inkwizycja była drobnym błędem (do dziś nie wiem po co ksiądz opowiadał o historii Kościoła).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ksiądz interpretował znaczenie wiszącego na ścianie obrazu - też bezsens :)

      Usuń
  11. Dokładnie kropka w kropke uważam tak samo ;) Jakbyś wyjęła mi to z ust. Na dodatek nam ksiądz powiedział, że księdzu prowadzącemu ślub należy się co najmniej 500 zł bo skoro Cię stać na wesele to nie powinieneś oszczędzać na nim ! No to tyle wyniosłam z nauk przedmałżeńskich ������

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że nie wyjechał z cennikiem za "usług" kościelne, bo to by dopiero była tragedia :)

      Usuń
  12. Dla mnie to bez sensu, gdy ksiądz żyjący w celibacie i bez własnej rodziny, próbuje się wypowiadać na takie tematy. W ogóle dla mnie to szok, że trzeba płacić za nauki przedmałżeńskie... Myślałam, że to tak z głębi wiary pochodzi czy coś... ;d

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak już u nas jest, chcąc wziąć slub kościelny trzeba mieć nauki przedmałżeńskie i trzeba za to zapłacić, [darmowy kurs to jakieś pol roku] bo nie wszyscy zrobią taki wykład za darmo i płacimy właśnie za to ze jest w "pigułce". Po prostu ty na takie nauki trafiłaś ale nie wszędzie wyglądają one aż tak źle ;) co prawda ja jedzenia oraz kawy wcale nie dostałam, ale mi to nie przeszkadzało w końcu nie szlam tam się najeść a nauki nie trwały tyle godzin co u ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie jak się płaci ale za coś wartościowego ;) Oni nic wartościowego z tych spotkań nie wynieśli.

      Usuń
    2. Takie spotkania jak już moim zdaniem powinni prowadzić małżeństwa. Czytałam gdzieś, że spotkanie prowadziła pani z rodziny wielodzietnej i zdecydowanie miała coś do powiedzenia na ten temat.

      Usuń
    3. Dokładnie - zapłaciliśmy za zmarnowany czas i tyle :)

      Usuń
  14. Jezu :( my jedziemy na nauki do krk 19-20 maja... Mam nadzieję, że bedą mniej koszmarne.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja także nie ogarniam tych kursów przedmałżeńskich i 200 złoty w plecy...

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeżeli już to takie kursy, czy nauki powinny być za darmo. Wystarczające koszty trzeba pokryć podczas samej ceremonii. Kolejny wydatek nie jest już potrzebny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, mamy takie samo zdanie. Wesele to naprawdę duży koszt, a poza tym sakramenty powinny być za darmo :)

      Usuń
  17. My z narzeczonyn niedługo zaczynamy planować ślub. Całe szczęście jestem ateistką i cała kościelna szopka mnie ominie, nie wierze w boga więc nie chce ślubu kościelnego tylko dlatego, bo tak wypada. No a Tobie Kochana współczuję tej szopki z naukami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My wierzymy bardzo w Boga ale całe te nauki to wymysł Kościoła do nabijania kasy. Oczywiście widzę komentarze, które wskazują na to, że gdzieniegdzie te nauki były przydatne i wtedy jest ok. Kościół wprowadził wiele rzeczy, których za czasów Jezusa nie było i było w porządku i z którymi się nie zgadzam, ale to temat na inną okazję :)

      Usuń
  18. Dobrze, że u mnie nauki przedmałżeńskie są darmowe, więc mogą sobie trwać ile chcą i mogą być nawet nudne... Jakoś to przeżyje ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie pojmuję tych nauk, naprawdę człowiek mający tyle spraw na głowie przed ślubem moim zdaniem nie bierze tego tak poważnie, po drugie takie nauki z własnymi wnioskami każdy może poprowadzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, dużo spraw i wydatków. Gdyby to miało chociaż jakiś sens...

      Usuń
  20. Szczerze powiem, że żeby być zadowolonym z nauk przedmałżeńskich, warto samemu także się postarać. Pójść na pierwszy lepszy kurs i widzieć same minusy to nic trudnego, choć współczuję Waszych doświadczeń i nie ukrywam, że porządne prelekcje POWINNY mieć miejsce w każdej parafii. Niemniej warto zadać sobie trud i najpierw rozeznać się w temacie, poświęcić trochę czasu na poszukiwania godnego miejsca na ten ważny czas z Waszymi narzeczonymi, a nie "iść na gotowe" i być niezadowolonym ��. Jest wiele Duszpasterstw, w każdym mieście, które oferują rewelacyjne spotkania w formie warsztatowej za podobną lub mniejszą kwotę, prowadzone są przez małżeństwa z długoletnim stażem, przedstawiane przystępnym językiem, a księża odnoszą się do wykładów swoją wiedzą, która także jest ważna i warto znać zdanie głosu Kościoła na temat małżeństwa w każdym jego aspekcie. Zatem moi drodzy, zachęcam do poszukiwań i wysiłku do tego, żeby dobrze przygotować się do tego szczególnego dnia ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz ile wysiłku włożyliśmy w poszukiwanie tych nauk. Około miesiąca trwało dzwonienie, dowiadywanie się itp. Ale albo ktoś nie odbierał telefonu (mimo że zawsze dzwoniłam w godzinach pracy kancelarii parafialnej) albo po prostu nie było już terminu. Bardzo ciężko było dobrać nam dogodną datę, ponieważ studiujemy zaocznie, a w tygodniu wszyscy pracujemy. Nie wybraliśmy tej parafii przypadkowo - polecili nam ją znajomi. Problem polegał na tym, że mieli oni tam nauki już jakiś czas temu i w max. 7 par. Na naszych naukach było aż 28, tak więc wniosek sam się nasuwa - idą w ilość, a nie w jakość. Dodam jeszcze, że nauki mieliśmy jakieś 30km od miejsca zamieszkania, więc nie było "łatwizny" i "pójścia na gotowe".
      Ale serdecznie dziękujemy za konstruktywną opinię - to znak, że przeczytałeś/aś nasz post od A do Z :)

      Usuń
  21. W takim razie faktycznie dużo pracy w to włożyliście. Brawo : ) . Zatem warto by bylo, gdyby parafie starały się robić ewaluacje - badania dotyczące sprawności i satysfakcji uczestniczących. Sugestie z ankiet na pewno usprawniłyby pracę poradni i zespołu nauk, a satysfakcja "klientów" znacznie by wzrosła : )

    OdpowiedzUsuń
  22. Na moich naukach nie było tak źle. Też byłam na weekendowych naukach i cieszę się, że nie chodziłam na żadne trwające 8-10 tygodni (takie były darmowe, a weekendowe oczywiście płatne) ;D Same wykłady na szczęście nie były złe, nikt nie opowiadał o złu antykoncepcji, a księża nie próbowali opowiadać o życiu w małżeństwie a raczej z psychologicznego punktu widzenia np. o rozmawianiu ze sobą. Trafił nam się bardzo nietypowy ksiądz, który dużo podróżował po świecie i opowiadał o rozwiązywaniu konfliktów i różnych kulturach i o tym co można z nich czerpać. Także... Ostatecznie nie było tak źle, ale cieszę się, że to były tylko dwa dni :D

    OdpowiedzUsuń
  23. Takie nauki jeszcze długo prze de mna

    OdpowiedzUsuń
  24. Nasze nauki wspominam też nie najlepiej, odpowiadaliśmy jeszcze na jakieś pytania z testu, który trzeba było zaliczyć, czyli udzielać odpowiedzi satysfakcjonujących dla księdza.

    OdpowiedzUsuń
  25. Przecież nie musisz brać udziału w naukach , nie bierz ślubu w Kosciele i po sprawie.
    Po co brać udział w czymś na siłę , a potem urządzać z tego kpiny ??
    Przecież jesteś pełnoletnia ?? Chyba ..
    Nie rozumiem tej całej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Krystyno. Niestety kpiną można nazwać nauki, a nie nasz wpis. To co opisałyśmy stało się naprawdę, a nauki przedślubne nic z małżeństwem nie miały wspólnego. Kościelny ślub bierzemy, bo wyobraź sobie jesteśmy wierzące i praktykujące, a nie temu, że podoba nam się sakralny klimat świątyń. O czym powinni mówić na takich spotkaniach? Ano przede wszystkim o relacjach między dwoma osobami w związku małżeńskim. Jak przezwyciężać trudności, jak pójść na kompromisy, jak podejmować wspólnie decyzje i jak radzić sobie z przeciwnościami losu oraz jak rozdzielać obowiązki. Zamiast tego usłyszeliśmy elaborat na temat życia kobiety jako kury domowej i chodzącego inkubatora - prać, sprzątać, gotować i wymieniać pieluchy, a najlepiej nie iść do pracy. Kobiety były wręcz wyśmiewane przez prowadzących, a te średniowieczne poglądy doprowadzały nas do szału. Niestety struktura Kościoła i panujących w nim zasad nakazuje uczestnictwo w tego typu spotkaniach przed ślubem.
      Reasumując: nauki przedmałżeńskie nie miały nic wspólnego z naszą wiarą i życiem dwojga ludzi razem aż po grób.
      PS. A ty przechodziłaś nauki?
      Pozdrawiamy serdecznie.

      Usuń

Copyright © 2014 Antykwariat Marzeń , Blogger